niedziela, 16 października 2011

Załamana Panna Młoda czyli wspomnienia ślubne część 1.

Na długo przed ślubem, ten ostatni dzień panieński wyobrażałam sobie zupełnie inaczej.

Myślałam, że wszystko będzie już załatwione, będzie cisza, spokój i pełen relaks. Marzyłam o wypadzie do restauracji, może do kina..

Oj ja głupia i naiwna :)
W nocy nie mogłam spać..
Śniło mi się, że nie wlazłam w suknię..
Na 9 pojechaliśmy z Mamami na mszę i drugą spowiedź.
Potem ostatnie zakupy i latanie.
Wożenie ostatnich rzeczy. Miliard telefonów. Wożenie.
Rozkładanie winietek, prezentów dla gości..
Latanie do kwiaciarki, kontrola bukietu..
Znowu na salę zobaczyć jak wszystko wygląda z kwiatami..

CUDOWNIE!!! Wszyscy byli zachwyceni fioletem, wszystkimi dodatkami, szczegółami!

Kwiaciarka mówiła, że dawno nie widziała tak pięknie przystrojonej sali, a mnie to łechtało niesamowicie, bo to moje wymysły, moje fanaberie, moje sprzeciwianie się wszystkim wkoło kręcącym nosami. :)
No i podziwiająca Mama, która najbardziej krytykowała było niesamowite :)

Ale nie było tak kolorowo..
W południe zadzwoniła  kuzynka..Że ich nie będzie..
6 osób! Dzień przed ślubem!

Na 16.45 miałam mieć paznokcie robione i brwi..
Przywitała mnie karteczka.. w dniu dzisiejszym gabinet nieczynny..
Ani tel. ani nic. Szok, niedowierzanie ..

Wpadłam w histerię, siedziałam na muszli klozetowej z ryjem w ręczniku i wyjąc, że nie dość, że nikt na mój ślub przyjść nie chce( bo odmówiły jeszcze inne osoby w tygodniu przed ślubem)  to jeszcze kurwa ja Panna Młoda nie będę umalowana!

Maciek zaczął wyszukiwać przez internet kosmetyczki i zaczęłam dzwonić. Po moim płaczu, rozpaczy, że Młoda.. nowa kosmetyczka powiedziała, żeby przyjść o 19.30.

Zrobiła paznokcie, ciemne fioletowe i wisiało mi to czy będą za mocne, czy nie.. serio..

Brewki wyrwała, odstresowała i powiedziała, że w razie W to dzwonić ona mnie przyjmie.

Więc sytuacja jakby została opanowana, ale wiadomo bardzo mocno trzymałam kciuki, żeby jednak wszystko się wyjaśniło, bo próbny miałam boski.

Po 21 pojechałam jeszcze do Rodziców. Tam już goście, przystroiliśmy dom balonami, łuk zrobiony, bardzo fajnie to wygląda mimo, że ja jestem przeciwniczką balonów :)

Rozmowa z Karolą kochaną na odstresowanie, sprawdzenie czy wszystko dograne..

Byłam spokojna, chociaż nie powiem, że byłam wielce szczęśliwa, bo jednak przykro było i nerwy też były, ale zupełnie nie związane z oprawą ślubną...


Ale.. wracając do spraw organizacyjnych na sali byliśmy chyba z 4 razy. A przecież bardzo dużo rzeczy było już uszykowane we czwartek..

Sala w czwartek wyglądała tak:
A już mi się podobało :)
W piątek wieczorem było już pięknie! Akurat zachodziło Słońce i było piękne światło, ale strasznie ciężko było mi złapać te kolory, a na bawienie się nie miałam czasu..
Karty menu, które Goście pozabierali i nie mam ani jednej na pamiątkę:)
Nie muszę pisać, że kolory fioletu są trochę przekłamane, ale ogólny zarys jest :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz